Jest piątek, 13 marca, początek kwarantanny związanej z koronawirusem w Polsce.
Przychodnia w Malborku –
pustki, brak ludzi u lekarzy 1. kontaktu, na drzwiach kartka, żeby pacjenci
kontaktowali się z rejestracją telefonicznie lub mejlowo, do lekarza też można
się zgłosić telefonicznie. Mam wizytę o 13.00 u endokrynologa, prywatną. Lekarka
przyjeżdża aż z Gdańska, jest punktualnie. Wchodzę jako pierwsza, bo nie ma innych
ludzi. Wizyta chyba dlatego właśnie trwa dość długo. Rozmawiamy o moim zdrowiu
i śmieszkujemy na temat paniki związanej z epidemią. To normalny wirus grypy,
jak każdy o tej porze roku, wszyscy możemy się nim zarazić, to jest w powietrzu,
ale wszyscy od tego nie umrzemy – twierdzi pani doktor. Jedyna korzyść jest
taka, że ludzie zaczęli myć ręce przed jedzeniem, o czym powinni wiedzieć już
100 lat temu.
Sklep
Netto – idę po kiełbasę wieprzowo-wołową, pieczoną, moją ulubioną. Sklep wymieciony
ze wszystkiego. O 14.00 nie ma już chleba, kasjerka w rozpaczy, bo przyszła na
drugą zmianę i nie może kupić chleba. Nie ma go też w stoisku cukierni
Bagietka, wyprzedali już z rana. Biorę ostatnią kostkę twarogu, jeden papier toaletowy
(jest w promocji za 4 zł z groszami), awokado, banany, herbatę rooibos, kaszankę
dla mamy (jakiś starszy pan mi polecił, że bardzo dobra) i jakieś batoniki
zbożowe do podgryzania wieczorami. W sklepie puszczają komunikat, by płacić kartą, a nie gotówką, bo to bezpieczniejsze dla zdrowia.
Masz ci los, wirus sponsoruje świat bez gotówki?
Masz ci los, wirus sponsoruje świat bez gotówki?
–
Jest wołowina, kupić na gulasz? Mamy jeszcze miejsce w zamrażalniku? – dzwonię do
mamy. – Chyba jeszcze się coś zmieści. Kupuj! – słyszę. Kupuję dwukilogramowe
opakowanie wołowiny i kilogram surowego boczku na gulasz. Trzeba coś jeść do tej
kaszy i makaronów przecież! Na stoisku zostały tylko wieprzowe kości, golonka,
boczek i droższe kiełbasy.
–
Jest mielone? – co jakiś czas ktoś pyta.
–
A gdzie tam, skończyło się już dawno – odpowiada sprzedawczyni. – Dobrze, że
pani bierze tę wołowinę, bo już nam cała wieprzowina zeszła, teraz ludzie rzucą
się też na wołowinę. A my mamy tylko jedną ubojnię, nie będzie więcej mięsa, bo
się nie przeskoczy mocy przerobowych. Ludzie wykupują wszystko.
-
Są kurczaki? – pyta ktoś. – Bo w Kauflandzie już nie ma.
–
A u nas coś tam jeszcze zostało.
-
Co robicie w ferie? – pyta jedna młoda matka drugą.
-
Jedziemy na działkę, będziemy chodzić z dzieciakami do lasu, jakoś to zleci.
-
Oj, pani, uważajcie na tej działce! Teraz to ludzie będą siedzieć w domu, jeść
te makarony, srać i się podcierać papierem! No i dzieci będą robić jak w stanie
wojennym! Będzie wyż demograficzny jesienią – podsumowuje jakiś starszy mężczyzna
z kolejki.
Wracam
do domu obładowana. Mam plecak i torbę pełne zakupów. W aptece Doktor Max na
Kościuszki nie wpuszczają do środka, jest otwarte malutkie okienko w drzwiach,
klienci stoją na ulicy i pojedynczo podchodzą do tego okienka, by coś kupić. W
kolejce widzę znajomą opiekunkę Jolę z MOPS-u.
Wszyscy stoją, ale są wściekli. Głośno i ironicznie komentują tę
sytuację. Od lat 80. nikt w Polsce nie stał przecież w kolejce na ulicy.
Młodsze pokolenie w ogóle tego nie zna. Dla nich stanie w kolejkach to szok. W aptece Gemini po drugiej stronie ulicy jest
normalnie, klienci wchodzą do środka i kupują. Tam jest czynnych aż 5 kas są
szyby pomiędzy klientem a sprzedawcą. Doktor Max nie ma tych szyb, może dlatego
uruchomili to okienko?
Po
drodze kupuję jeszcze dwa kilogramy kwaśnych jabłek u Mariusza bez ręki na
stoisku koło domu.
-
A po co pani tyle nakupiła? – słyszę. – Oni specjalnie robią tę panikę, żeby
ludzie wykupili wszystkie złogi z półek. W hurtowni warzyw i owoców wszystko
normalnie, nic się nie dzieje.
-
Obyśmy zdrowi byli! – rzucam i wciągam wszystkie swoje zdobycze do domu.
Teraz
tylko zamówić książeczki w Arosie i jestem gotowa na Apokalipsę!
Jutro
ranę wstanę o 6.00 i zrobię podejście do Biedronki.
Koronawirus? - co się dzieje?
OdpowiedzUsuńmam poczucie jakiegoś matrixu (matrixa?), zamknięte granice, zakaz zgromadzeń, pomału zaczyna się nacjonalizacja przemysłu, a może i handlu, no i tak jakoś to cykają codziennie, a nie walnęli jak jaruzel w 1981, z jednej strony mam wrażenie, że PiS nie da nam zrobić krzywdy, ale jednak NWO czyha i ja się tego boję, nie wirusa, bo tegoż się jakoś nie boję