W czasie epidemii koronawirusa
w Polsce nie można korzystać z podstawowej opieki zdrowotnej i usług stomatologów!
Przychodnie są zamknięte, a lekarze pochowali się przed pacjentami, siedzą
zamknięci w gabinetach, można się z nimi kontaktować tylko przez telefon i
tylko w baaaardzo ważnych przypadkach. Szkoda, że premier i prezydent nie powiadomili
o tym Polaków od razu, tylko każdy musi dowiedzieć się o tym osobno, z
autopsji. To nie jest w porządku!
Tydzień temu zrobiłam sobie
przeglądowe wyniki krwi, bo się wybierałam na wizytę kontrolną do endokrynologa.
Akurat hormony TSH, FT3 i FT4 wyszły mi prawie w normie, ale inne wyniki są
kiepskie. OB – 50! Takie nie powinno być! To świadczy o tym, że coś się źle
dzieje w organizmie. Byłam w piątek u endo, pani doktor skomentowała, że jakby
było ponad 100 to wtedy byśmy się martwili. Na dalsze konsultacje odesłała mnie
do lekarza POZ. A do lekarza POZ się nie dostałam! I na razie nie mam szans, by
się dostać.
Poszłam sobie wczoraj
około południa do mojej pani dr domowej. W mieście pusto, chodzą tylko
miejscowi, których jest mało i większość zna się z widzenia. Sklepy w
większości pozamykane, na mojej ulicy Kościuszki handluje tylko warzywami i
owocami Mariusz bez ręki, który ma stragan przy Kwadroteksie. Kupuję u niego 3
ostatnie paczuszki nasion rzeżuchy do posiania, będą jakieś witaminy! Ulicą Rodła,
(przelotowa droga krajowa) jedzie sobie wojsko, zapewne w związku z manewrami Defender
Europe 2020. Obce wojsko w naszych granicach, brrr! Udokumentowałam to:
Po drodze odwiedzam mój
ulubiony sklep przy piekarni Koszykowej i robię małe zakupy. Na drzwiach
kartka, że w środku mogą być tylko 3 osoby. Czekam na dworze, aż ktoś wyjdzie i
wchodzę do środka. Słyszę, że to i tak dobrze, bo na poczcie w Malborku może
być tylko jedna osoba.
Panie sprzedające chleb
mają stracha przed chorobą, ale humory dopisują:
Idę
ulicą Żeromskiego. Spotykam znajomą opiekunkę Jolę z MOPS-u.
-
No widzi pani, my to chyba mamy najgorzej, musimy być na posterunku. A wy? Jak
tam żyjecie z mamą? Nie boicie się? – pyta Jola, a ja widzę, że jest spanikowana.
-
No widzi pani, jakoś żyjemy! Moja mama w 1945 roku wracała do domu z Niemiec z
robót przymusowych między dwoma frontami, strzelali do niej, a po drodze nocowała
w domach, gdzie leżeli ludzie chorzy na tyfus. Nic jej nie się nie stało! Jak
ja zaczęłam panikować na początku (przestraszyłam się, bo obejrzałam rosyjski
serial „Epidemia”), bo matka postawiła mnie do pionu. Opieprzyła, że
histeryzuję i jakoś przestałam się bać tego wirusa – tłumaczę Joli.
-
A wie pani, że moi najstarsi podopieczni też się nie boją. Mam taką panią ponad
90 lat i ona wcale się nie boi, bo przeżyła wojnę. Mówi, że co ma być to będzie
– odpowiada Jola i dodaje:
-
Jest tylko problem ze zdrowiem. Poszłam po receptę dla niej do przychodni przy
Konopnickiej, a tam zamknięte na głucho. Podają telefon, aby dzwonić w pilnych
przypadkach, ale nikt go nie odbiera. Co robić? – zastanawia się.
- Ojej, a ja właśnie idę
do przychodni. No nic, zobaczę na miejscu, może coś załatwię – odpowiadam i
ruszam dalej.
Po
drodze mijam zamknięty KRUS (sprawy załatwiają tylko telefonicznie i mejlowo) i
zamkniętą hurtownię papieru państwa Albrechtów. Na drzwiach kościoła pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy
prośba, by wierni nie przychodzili na mszę (Drodzy Parafianie – zdecydowanie prosimy
Was o skorzystanie z dyspensy z udziału w mszach świętych, której udzielił
Biskup Elbląski…) i informacja o godzinach
tychże mszy.
Patrzę,
ile klepsydr wisi przy świątyni. Tylko trzy zgony? To niewiele! Pamiętam jak
przez pewien czas na jesieni zeszłego roku ludzie marli jak muchy! Księża nie nadążali z pogrzebami! Nieraz w tym
miejscu wisiało 7-8 klepsydr! Trzy pogrzeby w perspektywie to nie jest jeszcze
tak źle! Na murze kościoła wisi plakat z napisami: „więcej Jezusa, mniej
słodyczy, więcej umiaru, mniej egoizmu”.
W
mojej przychodni na Słowackiego nie działa winda, choć nie ma na ten temat
żadnej informacji. Za to wisi na niej informacja (3 różne kartki!).
Pierwsza
kartka: „Poradnia POZ przyjmuje tylko nagłe zachorowania”.
Druga
kartka: „Ogłoszenie. Osoby mające objawy nagłej infekcji dróg oddechowych
(gorączka ponad 38 stopni, wraz z kaszlem lub dusznością), które w okresie 14
dni przebywały w krajach, gdzie występuje transmisja koronawirusa, lub miały
kontakt z osobą zakażoną – proszone są o niewchodzenie do przychodni. W celu
uzyskania pomocy należy dzwonić na infolinię – 800-190-590.” (wszystko na czerwono).
Trzecia
kartka: „Ogłoszenie. W celu minimalizacji ryzyka przeniesienia zakażenia koronawirusem
poprzez ograniczenie kontaktów osobistych z pacjentami oraz pacjentów pomiędzy
sobą, zgodnie z zaleceniami NFZ, poradnia POZ przyjmuje pacjentów tylko po
udzieleniu wcześniejszej teleporady. W oparciu o teleporady, na podstawie wywiadu
ustalona zostanie konieczność niezbędnej porady osobistej oraz podana godzina
wizyty u lekarza. Lekarz udzielający teleporady na podstawie przeprowadzonego
wywiadu medycznego ma możliwość wystawienia zwolnienia lekarskiego. W celu wystawienia
recepty na leki stałe prosimy pozostawić zamówienie imieniem, nazwiskiem,
podaną nazwą leku z dawkowaniem oraz numerem telefonu w przygotowanym pojemniku
lub na adres e-mail: remedium2@interia.pl.
Po wystawieniu e-recepty kod zostanie wysłany SMS-em lub podany telefonicznie.
Wydruk recepty można uzyskać po uprzednim telefonicznym ustaleniu godziny odbioru.
Telefon do teleporad: 55-272-24-49 (dorośli), 55-272-30-50 (dzieci).”
Tu można wypisać i zostawić zamówienie na leki:
Takie
same kartki wiszą na drzwiach wejściowych do przychodni. Drzwi są otwarte.
Wdrapuję się po stromych schodach na wysokie pierwsze piętro (na ścianie przy
schodach naklejone kartki z napisem „zachować odległość 2 metry”), u wylotu
schodów zaś napotykam na barykadę. Została zrobiona ze starej, poniemieckiej
ławki, która ma może ze sto lat, ale jeszcze służy pacjentom.
Zza
szyby spogląda na mnie przerażona twarz pielęgniarki Agnieszki, która kręci
głową i mówi, że jest nieczynne. I że moja wizyta u pani doktor, którą miałam zaplanowaną
na najbliższy piątek jest odwołana.
-
Chyba, żeby pani była umierająca! Ale jak widzę, całkiem z panią dobrze – mówi
i kręci głową.
-
Wiem, wiem, czytałam na dole! Ale ja nie do was, tylko do sklepu optycznego „Lans”,
do Stasi idę, umówiłam się z nią na dzisiaj – tłumaczę, bo faktycznie spotkałam
Stasię w mieście w sobotę i zapraszała mnie, by przyszła. Niosę ze sobą dwie
pary okularów do naprawy. Chcę sobie też zamówić nowe okulary do dali, na ulicę.
U
Stasi całkiem inna atmosfera. Prócz mnie jest jeszcze jeden pacjent, starszy
pan, z którym gawędzimy sobie miło o boreliozie (po ugryzieniu kleszcza w lesie
przeszedł on, jego żona i syn, wyleczył ich lekarz zakaźny z Gdańska), potem
zagląda po okulary laryngolog, który wynajmuje gabinet po sąsiedzku, w końcu
przyjeżdża starsza para małżeńska, by odebrać zrobione okulary. W międzyczasie
wybieramy ze Stasią oprawki dla mnie na ulicę, co wcale łatwe nie jest, bo mam
urodę trochę nietypową i niewiele oprawek do mnie pasuje. Wybieranie nowego modelu trwa około półtorej godziny, ale w końcu
jesteśmy zadowolone obie ze Stasią, która ryje w tych swoich kartonach z
oprawkami jak jamnik polujący na lisa. Ryje, ryje i co chwila wyciąga coś
nowego do przymierzenia. Nie odpuszcza, bo chcę bym wyszła z okularami. Nigdy w
życiu nie spotkałam takiego optyka jak Stasia! Chcę jej zrobić zdjęcie, ale
wymawia się, że nie jest przygotowana w sensie makijażu i fryzury. Wychodząc,
widzę, że zabarykadowany korytarz zapełnił się ludźmi. To pacjenci laryngologa,
który ma umowę z NFZ i normalnie przyjmuje. Jest ich jednak niewielu i siedzą
daleko od siebie.
Wracam
do domu przez miasto, po drodze wstępuję jeszcze raz do sklepiku przy piekarni,
bo zachciało mi się jogurtu naturalnego do twarogu. Wysłuchuję skargi jednej z
ekspedientek, że wypadła jej plomba, a dentyści nie pracują. Potem zaglądam
jeszcze do sklepu zakładów mięsnych Sokołów w Kauflandzie, by sprawdzić, co z
dostawami mięsa. No, za wiele tego nie ma, ale coś jest. Będę mogła zdać relację w domu. Spostrzegam słoninę
bez skóry i biorę trochę do stopienia na smalec. Słonina i smalec to zapasy
strategiczne! Muszą być w domu. Przydadzą się w stanie wojennym.
I taki dziwny szyld spotkałam wczoraj na Słowackiego. Filozofia brwi? A cóż to takiego?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz