Bardzo, ale to bardzo
dziwna książka. Dobrze napisana, ale strasznie męcząca w lekturze i wprawiająca w koszmarny
humor. A miałam się w czas zarazy odprężać przyjemnymi książeczkami. A to przyjemne,
niestety, nie jest.
Pomysł na tę powieść jest
taki: stare radzieckie książki z czasów socrealizmu, opiewające trud i znój
sowieckiego robotnika i chłopa, niosą ze sobą tajemnicze przesłania, pełne
różnorodnych emocji. Ich lektura wywołuje pozytywne i negatywne stany
u czytelników. Czy warto do nich sięgać po upadku Związku Radzieckiego? Okazuje
się, że tak! Michaił Jelizarow snuje na ten temat fantasmagoryczną opowieść,
której akcja dzieje się gdzieś w okolicach roku 2000.
Jej narratorem i zarazem
głównym bohaterem jest młody mężczyzna, który jedzie z Ukrainy do Rosji, na
daleką Północ, by objąć spadek po stryju polarniku. Całe dziedzictwo po krewnym
stanowi skromne, dwupokojowe mieszkanie z bloku, które trzeba jak najszybciej
sprzedać, a z pieniędzmi wrócić do siebie na Ukrainę. Jednak to okazuje się
niemożliwe, bowiem stryj pozostawił jeszcze jedno dziedzictwo – swój status „bibliotekarza”,
to jest właściciela i strażnika jednej ze „świętych” ksiąg socrealizmu. Tego
właśnie skarbu poszukują różne „biblioteki” i „czytelnie”, to jest grupy
zafascynowanych nią osób, gotowe dla zdobycia tego skarbu zabijać innych ludzi.
No i potem następuje ogólna naparzanka, która ciągnie się przez większą część
powieści.
Utwór składa się z trzech
części. Pierwsza i ostatnia są napisane tak, że klękajcie narody, natomiast
właściwa fabuła jest dość nudna, bowiem składa się z wielu następujących po sobie
bitew o księgi, ludzie tłuką się tym, co mają pod ręką, głównie narzędziami
gospodarskimi i ogrodniczymi, siekiery, młoty, łańcuchy itp.. idą w ruch, trup
ściele się gęsto, tylko są kłopoty z chowaniem ciał, ale i na to znajduje się
rada. Przyznam, że zmęczyło i znużyło mnie czytanie o roztrzaskanych czaszkach,
czekałam, aż to się jakoś rozwinie, ale się nie rozwinęło. Książka ta to
właściwie sama akcja, ale przedstawiona w jakiś taki nudny i zarazem
nieprzyjemny sposób. Artystycznie jest o wiele gorsza od takiego choćby „Metra”
Dymitra Głuchowskiego!
„Bibliotekarz” zdobył w
2008 roku rosyjską nagrodę literacką, tzw. Rosyjskiego Bookera. Szczerze mówiąc,
nie wiem, za co? Być może zaważyły na tym liczne aluzje i odnośniki do życia
codziennego w Związku Radzieckim, a potem w Rosji i Ukrainie? Nie wiem, czy
dobrze je odczytałam, jest ich bowiem wiele i chyba nie wszystkie są zrozumiałe
dla polskiego czytelnika. Rzadko to mówię, ale powiem: chciałabym zapomnieć to,
co przeczytałam! Taka ohyda właściwie! Nie polecam!
Michaił Jelizarow pochodzi
z Iwano Frankowska, czyli dawnego polskiego Stanisławowa, jak wynioskowałam nie
uważa się jednak za Ukraińca, lecz za Rosjanina. Poza tym, ma dość ciekawy
życiorys, jest człowiekiem niezwykle kreatywnym, prócz pisania zajmuje się także
innymi dziedzinami sztuki, jak np. śpiewaniem. Jest na YT, można sobie wyguglać.
Jelizarow Michaił, „Bibliotekarz”,
tłum. Izabela Korybut-Daszkiewicz, wyd. Muza, Warszawa 2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz