Translate

poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Rosyjski serial filmowy “Oficerskie żony” (i dlaczego warto uczyć się rosyjskiego)




Oglądacie czasem seriale filmowe po nocach? Ja czasem wpadam w taką fazę. Właśnie ostatnio mi się to przydarzyło. Przez te upały w dzień czytać nie można, nic robić nie można, w ogóle myśleć nie można. Nocami jest trochę chłodniej. W mieszkaniu przeciąg, jest przyjemnie i nieco chłodniej, można się czymś zająć. No to szukam na YT ruskich seriali i oglądam po parę odcinków na raz. 

Dlaczego ruskich? Po pierwsze dlatego, że są fajne i lubię ich klimat. Po drugie dlatego, że są to chyba jedyne seriale dostępne w Internecie w całości, bez żadnych ograniczeń i całkowicie legalnie. Na YT wrzucają je bowiem same wytwórnie filmowe. Taki to kraj Rosja (a także Ukraina i Białoruś) – żadnych tam praw autorskich, prawie cała kultura legalnie udostępniona ludziom. Jedyne rosyjskie filmy, których nie można obejrzeć w sieci legalnie to te, które były robione w koprodukcji z firmami amerykańskimi, bo i tak się zdarza. Amerykanie nie pozwalają. Ale Rosjanie? A także Ukraińcy i Białorusini? Voila! Oglądajcie sobie co chcecie! Nie mówię już o tym, że prawie cały swój dorobek wrzuciły do sieci stare radzieckie wytwórnie filmowe z Moskwy (Mosfilm) i Leningradu. W ten sposób cała klasyka kina radzieckiego, w tym takie hity jak „Lecą żurawie”, „Ballada o żołnierzu” czy „Białe słońce pustyni” jest dostępna dla widza dosłownie na jedno kliknięcie. Oczywiście, w oryginale. 

Weźmy np. taką międzynarodową firmę Star Media założoną przez ukraińskiego producenta filmowego Władysława Raszyna, która ma swoje biura w Rosji, na Ukrainie i w Wielkiej Brytanii. Star Media robi wiele ciekawych seriali na rynek rosyjski, białoruski i ukraiński i chyba wszystkie te seriale można obejrzeć na ich koncie na YT. Jest ich tak dużo, że naprawdę trudno się zdecydować, co oglądać. Ostatnio, kiedy szukałam czegoś ciekawego do oglądania, natrafiłam na bardzo ciekawy serial „Oficerskie żony” z 2015 roku w reżyserii Dmitrija Petrunia. Autorkami scenariusza są Natalia Szymborecka i Jelena Bielenko. Widziałam 12 odcinków. Oglądanie zajęło mi parę nocy. 

Dlaczego mnie zainteresował ten serial? Przyciągnęło mnie określenie „saga rodzinna” w opisie tego filmu, bo ja jestem pies na sagi. Jest to długa, wielowątkowa opowieść o ciężkim losie żon radzieckich oficerów w okresie od początku lat czterdziestych XX wieku do początków sześćdziesiątych. Film porusza naprawdę trudne sprawy takie jak: represje stalinowskie przed wybuchem wojny ojczyźnianej (Rosjanie tak nazywają II wojnę światową), aresztowania, przesłuchania, łagry, kwestie mieszkaniowe, prześladowanie rodzina aresztowanych oficerów, atak Niemiec hitlerowskich na Związek Radziecki, życie mieszkańców oblężonej Moskwy, życie pod okupacją niemiecką na terenach okupowanych, działalność partyzantów radzieckich na okupowanej Ukrainie, pobyt wojsk radzieckich w Niemczech wschodnich tuż po II wojnie światowej, pobyt niemieckich jeńców w ZSRR po II wojnie światowej i dalsze życie w Związku Radzieckim aż do wylotu w kosmos Jurija Gagarina. 

Cała warstwa historyczna tego serialu jest znakomicie podana i zgodna z prawdą, to znaczy z tym, co czytamy w książkach historycznych i pamiętnikach z epoki. Nie zauważyłam tam ani jednego przekłamania. No i ta cała wielka historia jest tłem, na którym rozgrywają się losy moskiewskiej rodziny Antonowych, a potem także Tieriechowych. Rodzina jest duża i trochę jakby patchworkowa, bo prócz trojga Antonowych (mąż oficer, jego żona i córka Nadia Tieriechowa z mężem i dziećmi) należą do niej także „domrabotnica” (niania) Głasza, przyjaciółka pani domu Masza (z arystokratycznej rodziny, też żona oficera oraz wieźniarka łagrów), jej córka Katja, a także spora grupka przyjaciół i znajomych. Trochę to wszystko przypomina serial „Moskiewska saga” zrobiony według prozy Wasilija Aksjonowa. Jest tu także coś z klimatu niezapomnianego filmu "Spaleni słońcem" w reżyserii Nikity Michałkowa.

Cała historia jest, jak to się mówi, „życiowa”. Jest tam pokazane życie codzienne i trudne warunki bytowania w ZSRR, ale przede wszystkim jest miłość, przyjaźń, wierność i poświęcenie. Scenarzystki i reżyser pokazali tu wojnę od strony kobiecej, choć nie jest to dzieło feministyczne. Ten serial to raczej taki filmowy pomnik postawiony dzielnym, lojalnym kobietom, które trwały przy swoich mężczyznach mimo wielkich przeciwności losu. Bycie żoną oficera za czasów stalinowskich było bowiem niebezpieczne, ponieważ jak męża aresztowano, to zaraz potem za kraty mogła trafić również jego żona, zaś dzieci szły do domu dziecka, który do złudzenia przypominał łagier dla małoletnich. Wiele żon nie wytrzymywało tego napięcia i ze strachu szybko rozwodziły się z aresztowanymi mężami, zmieniały nazwisko i środowisko, przeprowadzały się w miejsca, gdzie ich nikt nie znał. Taka była norma i nikt się temu nie dziwił. Zdaje się, że do wyjątków należały te żony, które trwały przy mężach, same narażając się przy tym na aresztowanie.    

Pochwaliłam scenariusz i reżyserię, tak samo w tonie pochwalnym mogę się wyrazić o grze aktorów tego serialu. Najważniejsze role grają Marija Poroszyna (znana polskim widzom z roli matki Anny German w serialu o tej piosenkarce) i Olga Arntgolc. Właściwie wszyscy grają dobrze, jednak mnie najbardziej ujęła Witalina Bibliw, czyli wykonawczyni roli niani Głaszy, która stworzyła niezapomnianą postać zwykłej, dobrej i ciepłej ruskiej baby z sercem na dłoni. W zestawie aktorskim jest też polski akcent, czyli nasz aktor Paweł Deląg, który od lat gra w Rosji, przeważnie w serialach o tematyce wojennej i przeważnie role Niemców, choć urodę ma raczej śródziemnomorską a nie aryjską.  Tutaj Deląg jest „dobrym Niemcem” (to nowość w rosyjskich serialach wojennych!), niemieckim lekarzem, który znajduje na ulicy ranną Katję (została zrzucona na spadochronie za linię frontu, na okupowaną Ukrainę, ma tam współpracować z podziemiem jako radiotelegrafistka). No i ten Deląg, to znaczy ten niemiecki lekarz zakochuje się w Katji z wzajemnością (choć z jej strony to jest raczej taka „hass-liebe”) i tak dalej, i tak dalej… 

Jedyny minus jest taki, że akcja serialu dotyczy wielu lat, zaś aktorzy prawie nie zmieniają się. No, może tylko Marija Poroszyna dostała trochę siwej farby na swoje blond włosy, ale reszta przez cały czas wygląda prawie tak samo. To jakaś oszczędność na makijażu i charakteryzacji czy co? Można było chyba trochę niektórych nieco postarzyć? 

No i tak…

Dlatego właśnie dobrze jest znać język rosyjski, by oglądać takie seriale w oryginale :)))

Chociaż, zdaje się, że ten serial chodził w jakiejś polskiej telewizji jako „Żony oficerów”, więc chyba ścieżka dźwiękowa została przetłumaczona na język polski. Tylko nie mogę znaleźć tego kanału telewizyjnego, gdzie był pokazywany. Chyba jakiś niszowy.

Jeszcze taka ciekawostka…
Zadziwiające jest to, że ten serial jest prawnie zakazany na Ukrainie! Zupełnie nie rozumiem dlaczego. Został przecież zrobiony przez zespół ukraińsko-rosyjski, grają w nim ukraińscy aktorzy (np. Witalina Bibliw to aktorka z Kijowa, scenarzystki też chyba są ukraińskie) i w ogóle złego slowa się tam nie mówi o Ukraińcach. Ale cóż, widać „chachły” (jak ich zwykle nazywają w Rosji) mają jakieś dziwne gusty, a może raczej uprzedzenia. Parę lat temu np. zakazali pokazywania na Ukrainie znakomitego serialu „Biała gwardia”, czyli trzeciej z kolei ekranizacji powieści Michaiła Bułhakowa „Biała gwardia”. I też nie wiem dlaczego. Podobno było tam coś, co ich obrażało. Ale co?

A tu macie ten serial na YT na stronie kinokampanii Star Media. Zerknijcie:



Ten obrazek na początku postu tak mi się jakoś skojarzył z tym serialem. Malował Ilia Riepin w końcówce XIX wieku, nosi tytuł „Nie żdali” (Nie czekali/Nie oczekiwali). Pamiętam, że był w moim podręczniku do języka rosyjskiego w liceum, analizowaliśmy go na lekcjach. Przedstawia nieoczekiwany powrót ojca rodziny z katorgi na Syberii, gdzie został wysłany jako więzień polityczny. Rodzina już go nie czekała, a on nagle wrócił. Przejmujący obraz i pokazujący tę typową dla Rosji tradycję więźniów politycznych i zsyłek na Sybir.

Źródło ilustracji: Wikipedia, File:Ilya Repin Unexpected visitors.jpg

15 komentarzy:

  1. Dziekuje za interesujacy przeglad serialu! Jego temat jest na pewno wazny. Jednak mysle - i pamietam, ze nie cale zycie radzieckie bylo aresztami, cierpieniem, lagrami stalinowskimi. Na pewno nowy uklad, unikalny eksperyment w spoleczenstwie, nieznany dotad w swiecie, wymagal swoich ofiar, ktore tez mogly byc - i nierzadko byly - wrogami systemu, ale zycie poza tamtymi okolicznosciami tez istnialo. Oddzielnie powiem, ze tez jestem bardzo wdzieczna Rosji za to, ze moge ogladac wszystko, wlaczajac filmy zagraniczne, jakie w oryginalu nie sa dostepne. O Ukrainie i Bialorusi w tym aspekcie nic nie wiem, a i nie dbam wiedziec, bo to juz jest zbyteczne. Dziekuje, przyjaciolko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam trochę tez jest tego "normalnego" życia nie związanego z represjami stalinowskimi. Ale mało. Twórcy skupili się głównie na tych ciężkich aspektach.
      Ważny wątek podjęłaś, Nadiu - zagraniczne filmy w rosyjskiej wersji językowej! Różne dobre współczesne filmy zachodnie też można oglądać po rosyjsku i też legalnie!
      Ja nie dlatego uczę się języka rosyjskiego, by to ogladąć. Uczę się, bo jestem zakochana w brzmieniu tego języka!
      Te filmowe przyjemności to tylko efekt uboczny tej nauki:)))

      Usuń
    2. Dzięki za film,poszukam.Najpierw uporam się z przetworami,bo znając siebie to będę tylko oglądać,a wszystko pójdzie precz z oczu.Muszę sporo zrobić przetworów,żeby potem w zimie nie biadolić.Kupuję warzywa/owoce od rolników na bazarku.Ogórki kończą się,pomidory też,a papryka we wrześniu podrożeje.Więc muszę robić.Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Jasne! Przetwory ważna rzecz! My już mamy ogórki zakiszone na zimę, teraz jeszcze inne warzywa. A przede wszystkim leczo - w dużych ilościach.
      Słodkich przetworów, typy dżemy, konfitury - już nie robimy.

      Usuń
  2. No wlasnie :) Tez kocham jezyk rosyjski. Obecnie nie ma zbyt wielu mozliwosci, by mowic i slyszec tego jezyku. Ogladanie filmow nie jest jednak efektem ubocznym, a raczej zrodlem uzbogacenia wiedzy jezykow (to zreszta ogromnie pomaga mnie w utrzymaniu wiedzy jezyka polskiego na porzadnym poziomie, a i kino polskie kiedys bylo wspaniale). Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadiu, kochana, Twój polski jest o wiele lepszy niż mój rosyjski :)))
      A miałam się uczyć od Ciebie!
      Ale wiesz, ja tu ostatnio u siebie stale słyszę i widzę Rosjan. Ostatnio nawet rozmawiałam z pewną panią na ulicy, której akurat zebrało się na fotografowanie mojej zabytkowej kamienicy. Powiedzialam, że ja "zdies' żywu", ona na to, z którego roku pochodzi ten dom. Ja: że z 1901. Mam nadzieję, że dobrze powiedziałam liczebnik po rosyjsku. Zawsze miałam z tym kłopot.
      Do nas wielu Rosjan przyjeżdża z Obwodu Kaliningradzkiego. Latem najwięcej!

      Usuń
  3. Pamiętam z dzieciństwa "Lecą żurawie", zwłaszcza scenę, w której bohaterka czekała na peronie na ukochanego, który już nie żył. Strasznie to wtedy przeżyłam. W ogóle ruskie filmu kojarzą mi się z rozrywanym sercem. Może jestem masochistką, ale lubię to.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też się tak kojarzą. Oni potrafią robić takie filmy, że człowiek łzy tak leje, że nie widzi, na co patrzy :)))
      Najbardziej właśnie płakalam właśnie przy tej scenie na peronie ("Lecą żurawie"), o której piszesz. Ale płakałam też bardzo na filmach Michalkowa "Spaleni słońcem", część 2 i 3, tam są takie niesamowite sceny z miną, która może wybuchnąć. No i oczywiście "Gorzki romans", to mnie zawsze wzrusza. W ogóle - Michałkow wygrywa u mnie wszelkie rankingi.

      Usuń
  4. Ach,zapomniałam,że nie nie znasz mego nicka - moherowy beret/inaczej Liliana z fejsa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, witaj Liliano!
      Moherowy beret!
      Dobre!
      Ja chyba też powinnam się tak nazwać :)))

      Usuń
  5. Ciekawe co ich obrażało? A 'Lecą żurawie' oglądałam legalnie online na chyba niemieckiej stronie z angielskimi napisami, bo po polsku ten film jest niedostępny. W ogóle yt wyrzuca stare filmy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyrzuca?
      Ja tam zawsze coś ciekawego, starego znajduję. Przeważnie szukam w oryginale, bo to zawsze przy okazji człowiek trochę się osłucha z obcym językiem.
      No i różne perełki można też wykopać na Yandeksie, takim ruskim Guglu.

      Usuń
    2. A, bo my o innych filmach mówimy. Ja myslę o starych MArple itd.

      Usuń
    3. Stare Marple to usuwają pewnie ze względu na prawa autorskie. Może ktoś się dopatrzył i doniósł do wytwórni, albo jakieś roboty przeszukują? Też bym obejrzała starą Marple!

      Usuń